Ukończyłam plan treningowy. Jestem z siebie mega dumna choć nie z 9syatniego biegu. Czas na 5km miałam 34.24 min. Liczyłam na mniej. Nawet znacznie mniej. Jednak każdy wynik jest dobry. Po prostu jest nad czym pracować.

Była rozgrzewka i trucht do domu. W biegu właściwym kilka razy przechodziłam do marszu. Trudno mi się biegało. Było cieo, niemal bezwietrznie.

Wczoraj odebraliśmy z Amsterdamu moja przyjaciółkę. Przywiozła ona, jak z resztą zawsze ja o to proszę, książkę dla mnie. Kilka książek. Trafiłam na polecenia niektórych, inne znalazłam w recenzji w gazecie czy wspomniane w podcascie.




Dzień w Amsterdamie minął fajnie. Pogoda dopisała, nastroje też. Byliśmy w domu Anne Frank. Wprowadzenie było dla mnie trudne, jak cała tematyka holokaustu. Sposób, wjaki przewodnik muzeum nakreśliła linie czasowa, jak nazizm i antysemityzm spotkały się z życiem małego dziecka, naprawdę wywiera wpływ. Przede wszystkim skojarzyło mi się to wprowadzenie z przemowa ocalalego z Auschwitz Żyda, że Auschwitz nie wzięło się z nikąd. Nie powstało w jeden dzień. Najpierw zakazano Żydom mieć własne biznesy, jeździć rowerem, siedzieć we własnym ogrodzie po 18tej, wchodzić do sklepów, odwiedzać nieżydowskich przyjaciół, chodzić do szkoły… Najpierw zadbano o to, by zwykli obywatele nauczyli się że Żydzi to nie ludzie. Że nie mają praw.
Niech przypomni sobie o ttm każdy, kto mówi „ciapaty”, „brudas”, „czarnuch”. A wśród Polaków tutaj, nawet tych, których lubię, takie słownictwo to norma. Bo polak to ważny, a wiatrak to głupek a reszta to już szkoda słów….





Później poszliśmy na ramen. Zakochałam się. Każdy z nas miał inny. Każdy miał pyszny. Wróciliśmy napakowani po korek.


