Kiedyś prowadziłam bullet journal. Lubiłam to. Zabawę pisakami i cienkopisami. Taśmami washi i naklejkami. Później trochę mi się przejadło. Ładnie planować, ale gorzej wykonać. Rysowanie godzinami, by potem nie zrobić zaplanowanej rzeczy. Teraz się trochę wycfanilam. Zostałam przy mniej graficznej szacie i bardziej ołówkiem spisuję swoje dni. Co robiłam, co czułam, co się wydarzyło.

Przechodzę z jednego kalendarza na drugi. O dziwo w żadnym nie ma tygodnia 30. Spisałam kilka planów i założeń na nową agendę i mam zamiar je spełnić.

Biegam obecnie plan na 10k. Chcę go ukończyć. Nie wiem czy kiedy wiek ukończyłam jakiś plan garmina. Zawsze się wysypałam po drodze. Ten mam biegać do końca października. Czarno widzę październik bo będę na Azorach. Inny klimat i piesze wycieczki z mężem. Jak do tego zmieszczę bieganie? Nie wiem. Podczas wyprawy rowerowej się nie udało. Nogi odmówiły posłuszeństwa.

Spisałam sobie też system nagród na ćwiczenia. 3 tygodnie po 4 treningi. Tylko nie wiem jaka nagroda, bo w sumie nic mi nie brakuje. Może Kupis sobie swój ulubiony scrub do ciała? Póki co mąż mi wciąż dokupuje jakieś i mam już 3,ale żaden tak nie drapie mocno jak Colistar.

Najdłużej zajmie mi odchudzanie. To już 6 lat odkąd byłam chuda. Rok odkąd miałam mniej niż 70kg… Jest trudno. A będzie coraz trudniej, bo jestem już starsza niż kiedy zaczynałam odchudzanie. Z każdą próba jest trudniej. Z każdą jest wolniej. A psychika siada mocniej.

Zamierzam więcej czytać. Lubię czytać ale jakoś nie starcza mi czasu na to i chęci. Po pracy siedzę z laptopem. Mam zaległe filmy scifi z lat 60 I 80. Potem bieganie, więc dwie godzinki uciekają. Łażenie po domu z praniem czy jakimiś innymi drobnymi rzeczami też marnuje czas. Zaglądanie co chwilę do ogrodu…
A jak już bieganie… W niedzielę byłam na pierwszym treningu z planu na 10k. Bieg odwróconym tempem. Coraz szybciej. No i nie wyszło, bo miałam migrenę i im szybciej biegłam tym bardziej się bałam ze się pogorszy. W sobotę uziemiła m do łóżka wieczorem. W niedzielę chciałam być w gotowości, bo wieczór zaplanowaliśmy z mężem, że spędzimy razem.

Musiałam przejść do marszu. Ciężko się biegło. Przegrzałam się.


Dla mojego rozwoju sportowego to był zły trening. Nie ten dzień. Nie to samopoczucie. I trochę za ciepło.



