Cały nasz wyjazd uznajemy za rocznicowy. Dlatego na wakacje jeździmy jesienią, a nie w szczycie sezonu. Poza ttm pogoda mniej gorąca i ceny ludzkie. Nie lubimy też tłumów, hałasu, turystycznych bubli. Szlaki są puste, kasy czyste i ciche, a kontakt z tubylcami bardziej wyluzowany.
Są też niestety dni, kiedy pogoda jest poniżej przeciętnej. Burze, deszcze, silne wiatry. Z ttm trzeba się liczyć. Ale także i dzięki temu bywa luźniej na szlakach. W dzień naszej rocznicy ślubu poszliśmy więc pod dachy, do jaskiń. Choć i tam na głowę padało.
W pierwszej jaskini dostaliśmy kaski, bo była niska i faktycznie kilka razy zahaczyliśmy o skalisty i ostry strop. Był moment, kiedy szliśmy w kucki, a ja musiałam w garści trzymać poły płaszcza, aby nie wytarzać go w zalegającej wodzie.

Ustawione wszędzie lampy ostro dawały po oczach, a roślinom dostarczały energii do życia.

Jaskinia ta jest jednym z ujść wulkanicznej lawy. Szliśmy po językach zastygłej magmy wśród stakagmitow uformowanych z cieknącej z sufitu lawy. Widać było rozstępy na ścianach, które uformowały się, gdy ława była już względnie zimna i bardziej gęsta. Dość gęsta by osiadać na ścianach, ale dość płynna, by jednak dalej się przesunąć.

Do drugiej jaskini również prowadził budynek, jednak ttm razem samo wejście było dłuższe i ciekawiej zaprojektowane. Bardzo spodobały mi się latarnie.

Dalej wchodziło się po schodach, aż na dno krateru.

Z zewnątrz wciąż padał na nas deszcz. Krater jest bardzo duży. Link do strony na której jest napisane więcej o ttm wulkanie.




Wybrałam zły kolor ubrań, by robić sobie zdjęcie w żółtej jaskini.


Gdy wracaliśmy do domu, był objazd w jednej z wiosek. Sprawdziliśmy rozkład wydarzeń i tego dnia odbywała się tam gonitwa z bykami. Trafiliśmy na sam koniec i byk już był mało chętny. Poza ttm się rozpadało mocniej. W ciekawy sposób zabezpiecza się budynki..


Wieczorem zaś udaliśmy się do taverna Roberto, gdzie właściciel opowiedział nam o trzęsieniu ziemi z 1980 i uraczył swoim osobistym doświadczeniem tego dnia. Tawerna znajduje się w odbudowanym domu z jego dzieciństwa, gdzie kamienie, z których był postawiony dom, zawaliły się w róg, gdzie stało jego łóżeczko. Mama wyniosła go w ostatniej chwili na zewnątrz.


Mogliśmy wybrać sobie rybę na kolację.

Na przystawkę zjedliśmy jakieś skorupiaki. Nie wiem czy to nie jest jakiś rodzaj ślimaka morskiego.


Jadłam też z mężem najlepsze ciasto cytrynowe w moim życiu. Pachniało i było kwaśne prawdziwa cytryna a nie aromatem. Nie lubię cytryny, ale ciasta cytrynowe lubię bardzo.

Wypiliśmy też wino z wyspy obok.

Wciąż mamy kilka szlaków do zejścia. Mam nadzieję, że pogoda nie stanie na przeszkodzie.
