Postanowienia noworoczne idą u mnie zawsze w urodziny, więc na razie nie będę nic pisać. Wiadomo, coś tam bym chciała. Póki co przeżyłam 2 stycznia i się z tego bardzo cieszę. 2 dni za mną, 363 przede mną. Dzień zaczęłam od biegu. Kilometr rozgrzewki potem interwały i marsz do domu.


W domu rozebrałam choinkę i przetaszczyłam ją do ogrodu i rzuciłam na ziemię tam, gdzie na razie nie mam nic posiane. Niech sobie gubi igły dalej – przynajmniej trochę mi nawiezie ziemię. Trochę się przy tym zmagałam, bo mąż kupił trochę za dużą i nie chciała się w drzwiach zmieścić. Jak już ją wytargałam z domu to musiałam sprzątnąć chyba kilo igieł. Rozsypały się wszędzie. Odkurzacz mi się zapchał i musiałam tradycyjnie szufelką i zmiotką sobie poradzić, a dalej z tym biegać do śmietnika na zewnątrz. Na szczęście pogoda była ładna, zimna, ale ładna.


Po siłowaniu się z choinką mogłam wystawić wreszcie rower na zewnątrz i pojechać do miasteczka nieopodal. Miałam dzień wolny, więc mogłam się bujnąć na drobne zakupy. Wstąpiłam do Bruny po magazyn o bieganiu [dali women’s health w pakiecie – nie przepadam, więcej reklam niż treści]. Z Aktiona przyniosłam szydełka i włóczkę. Chcę nauczyć się robić na szydełku. Podstawy znam ze szkoły, na drutach też potrafię robić ale chciałam coś pokombinować. Najwyżej się znudzę.

Po powrocie do domu zdążyłam jeszcze trochę podziergać krzywych oczek prawych i zrobiłam trening. Chciałam zdążyć nim mąż wróci z pracy, ale nakrył mnie. Pogdaliśmy chwilę między powtórzeniami a kolejnym wieszaniem prania. Oczywiście – dzień wolny, a ja puściłam 3 tury prania…


Do łóżka szłam wycieńczona już ok 20tej. Obudziłam się znów o 3 – od kilku dni mi się zdarza – i nie mogłam znów zasnąć. Jakoś przed 5 dopiero straciłam świadomość, by pół godziny później wstać do pracy.
Popatrzyłam na statystyki Garmina. Nie pamiętam, co się wydarzyło latem, że przestałam chudnąć. ten duży skok w lipcu to chyba moja wyprawa rowerowa. W tym roku nie może tak być. Muszę bardziej zadbać o swoją wagę. Mam co najmniej 14 kg do zrzucenia i powinnam o tym myśleć i w tym kierunku działać. Co roku ważę więcej, osiągnęłam znów nadwagę. Męczy mnie już to.

Dojadam sery z weekendu i kurczaka z obiadu. Ciężko to policzyć, ale pewnie 1000kcal. W ten sposób nie schudnę.

Na piętrze czuć hiacynty. Pierwszy już się otworzył i naprawdę mocno pachnie. Kolejne są jakiś tydzień za nim. W salonie akcja dzieje się wolniej.

Amarylis za to rośnie w rekordowym tempie. Codziennie jest widocznie dłuższy.
