Wizyta przyjaciółki

Ten post będzie dłuuuugi.

W sobotę odebraliśmy z dworca w Amsterdamie moją przyjaciółkę. Jak co roku wpadła do nas flixbusem i została na kilkanaście dni. Przy okazji wizyty na dworcu w Duivendrecht, wpadliśmy do sklepu azjatyckiego. Znaleźliśmy tam nietypowe owoce, słodycze, przyprawy czy składniki tradycyjnych potraw – od Bliskiego Wschodu, przez Pakistan i Tajlandię, aż po Japonię. Kupiłam trochę przekąsek – im dziwniej wyglądało, tym bardziej byłam ich ciekawa. Teraz wiem, aby omijać suszonego melona, dragon fruit, lava puff, mochi, bhakarwadi… czarne winogrona są pyszne, gruszki japońskie podobnie, suszony smażony durian jest smaczny.

W ciągu tych 12 dni, podczas których przyjaciółka była u mnie w domu, chodziłam do pracy. niestety mamy nawał pracy obecnie i nie chciałam brać wolnego, aby mój współpracownik nie dostał całego tego kotła na swoją głowę. Pracowałam po 5 godzin dziennie, a przyjaciółka chodziła na spacery lub siedziała w domu i czytała. Gdy zaś tylko mieliśmy czas wspólny, wychodziłyśmy z domu. I tak byłyśmy na przykład w kinie, w muzeach, escape roomie, spacerowałyśmy po plaży, ogrodach kwiatowych, wydmach, lasach, między polami kwiatowymi, grałyśmy w tenisa, jeździłyśmy rowerami…

Wybrałyśmy się też na warsztaty sadzenia koszy wiszących. Dostałyśmy spory wybór roślin oraz wiedzę, jak je przygotować i posadzić w koszach z kokosa. Później kosze te zostały w firmie zajmującej się kwiatami – opisane nazwiskami – i będą możliwe do odebrania na początku maja, kiedy ryzyko przymrozków spadnie.

Byłyśmy na dwóch koncertach w czasie tych wiosennych wakacji. Jeden koncert odbywał się w atelier malarskim pewnej artystki – był to koncert orkiestry akordeonowej. Zagrano tanga, kilka pieśni klasycznych i bardziej nowoczesnych, np. Gershwina czy Avicii. Sala, w której odbył się koncert to stara farmerska szopa przerobiona na warsztat sztuki. Wszędzie wisiały obrazy i stały rzeźby, a także były balkoniki dla widzów i pełno stolików i kanap dla gości. Świetnie się bawiłyśmy. Wstęp był darmowy, zaś można było wpłacać dobrowolne datki na działanie atelier. Podobnie działał na tyłach bar z kawą i domowym ciastem.

Kilka dni temu zaś byłyśmy na koncercie The World of Hans Zimmer w Amsterdamie. Zdjęcia z tego koncertu pojawią się później we wpisach.

Dziś pokażę tylko salę, jaką zastałyśmy. Miałyśmy miejsce w 2 rzędzie i dziś wiem, że najlepiej siedziało mi się chyba w 8 rzędzie. Raz siedziałam w 4 ale nie wiem czy nie było nadal za blisko. Niestety, ale w 2 rzędzie jest się za blisko dla dźwięku i obrazu. Nie mogłam złapać tak dobrych kadrów jak na wcześniejszych koncertach, a i głośniki były nad nami i dawały dźwięk za naszymi plecami. My słyszałyśmy bardziej dźwięk ze sceny, który bez pomocy ekipy dźwiękowej – był raczej niespójny. Na domiar złego – ostatni pociąg, jakim udało nam się wyjechać z Amsterdamu – kończył bieg 30 km od naszej stacji docelowej. Miał być podstawiony autobus na resztę trasy, ale w połowie jazdy okazało się, że jednak go nie będzie. Pozostało nam jedynie wziąć taksówkę i wybulić 90 euro. W domu byłyśmy o 2 w nocy. Żal mi tych pieniędzy – nawet jeśli to przyjaciółka postanowiła wziąć ten koszt na siebie – ale miałyśmy auto na stacji kolejowej, a mąż na 6 rano je potrzebował, aby jechać do pracy. Nam pieszo droga zajęłaby 7 godzin [około] lub musiałybyśmy czekać na pierwszy pociąg, który jechałby koło 6 dopiero… Tak źle i tak niedobrze. Noclegi też okazały się dość drogie. Zatem taxi. Kierujący złamał chyba wszystkie ograniczenia w ruchu, ale dojechałyśmy bezpiecznie.

W ogrodzie zaś wiosna. Widzę, że niektóre alstromerie obudziły się po letargu zimowym i jakoś przeżyły tych kilka dni przymrozku i jeden śniegu. Posiane dwa miesiące za wcześnie pomidory są już ukorzenione i trafiły do worków z ziemią i doniczek, jak rok temu. Szklarnia stoi już w ogrodzie, a wewnątrz niej są jeszcze kalarepy i doniczki z kwiatami. przed i za domem zaś posadziłam bardzo dużo fiołków.

Kupiłam rododendron. Jasno fioletowy.

Miałam ostatnie spotkanie klubu foto w tym sezonie. Pojawiły się naprawdę wspaniałe zdjęcia i wybraliśmy zdjęcie miesiąca, przedstawiające zająca biegnącego przez pole hiacyntów. Niestety nie zrobiłam mu zdjęcia.

Dostałam z pracy od znajomej męża wyszywankę ukraińską. Muszę ją sobie tylko zszyć. Antonina wyszywa je w wolnym czasie i jedyne co chce w zamian to pieniądze za materiał.

Ja zaś skończyłam 3 sweterek. Ceglany. Wyszedł za duży, ale koleżance się spodobał.

Przyjaciółka przyjechała do nas z sernikiem japońskim w torbie. Był pyszny i nawet nie stała mu się krzywda. Mój mąż potem dalej nas rozpieszczał swoim talentem kulinarnym, a jednego dnia, gdy byłam w pracy, przyjaciółka zrobiła ciasto – Filadelfię. Nie żałuję ani kilograma, które przywaliłam podczas jej pobytu.

Mąż w końcu podjął decyzję jakiego robota sprzątającego chce sobie kupić i oto jest. Q8 Max jeździ sobie po domu. Mówię, że to robot męża, bo tak ustaliliśmy. Robot będzie głównie na parterze, a ja na dwa kolejne piętra domu mam dwa inne odkurzacze. Bezprzewodowy oraz „niemiecki panzerwagen” firmy Miele. Kot nie boi się roborocka, ale na razie nie chce na nim jeździć.

Mówiąc w skrócie – porzuciłam posty na czas wizyty, ćwiczenia, siłownię, bieganie, dietę, słowem wszystko. Przybrałam na wadze, zdjęłam dready i umówiłam strzyżenie, zaczęłam udział w badaniach medycznych nad nowym probiotykiem, wróciłam do pracy na 8 godzin dziennie, zakończyłam sezon fotograficzny, odwiedziłam mechanika, aby założyć hak do auta i wozić rowery, zaczęłam robić kocyk z kwadracików i zostałam poproszona o zrobienie kolejnego koca.

Dobrze jest.

Opublikowane przez Traszka

Mam 37 lat i wreszcie czuję, że "życie mi się układa".

2 myśli w temacie “Wizyta przyjaciółki

  1. Wow, jest nie tylko dobrze, ale bardzo dobrze! 🙂 🙂 🙂
    Super działasz. A przyjaciółkę ugościliście po królewsku.
    Cudnie i bardzo aktywnie spędziłyście czas.
    Piękne są takie chwile i relacje. 🙂

    Ps. Sweter rewelacja! Podziwiam talent i cierpliwość.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij